Świadoma Liderka kołem się toczy…

— Co dla Ciebie znaczy być psychoterapeutką?

— Ten zawód to jest rodzaj misji – podobnie jak zawód lekarza czy strażaka. Przechodzisz z ludźmi przez historie, które oni często dopiero pierwszy raz komuś opowiadają. Trzeba zrozumieć wraz z klientem, co się wydarzyło (lub nie wydarzyło) w przeszłości i jak to teraz wpływa na jego życie, do jakich swoich części ma dostęp a jakie zostały zapomniane, usunięte w cień. Kiedy klient zyskuje świadomość, może pójść dalej –zmobilizować się do działania, które zaspokaja jego istotną na ten moment potrzebę. A po wytężonym działaniu dobrze jest odpocząć, nasycić się radością z osiągnięcia. To dotyczy również psychoterapeuty – im dłużej się tym zajmuję, tym bardziej widzę, jak ważne jest, żebym rozumiała jak u mnie przebiega cykl energetyczny i żebym odpoczywała.

— To jest też zawód, który polega na dawaniu. Podobnie jak w przypadku liderek zastanawiam się, jak można zachować równowagę w dawaniu i braniu. Kobiety mają do pogodzenia dużo różnych ról. Jak to zrobić, żeby mieć z czego dawać?

— Pierwsza rzecz jaka mi przyszła do głowy to to, że nie tylko ja daję, w gabinecie też dostaję. Nawet rozmawiałam, o tym na superwizji, jak klienci nas rozwijają, jak nam pokazują rożne rzeczy. Zdecydowanie jest to wymiana. Czuję satysfakcję, kiedy klient przychodzi na kolejną sesję i dzięki temu, że coś ważnego na swój temat sobie uświadomił, dokonał zmiany w życiu i zaczął lepiej funkcjonować. Taki jest sens tej pracy, o to chodzi. Jeśli chodzi o dobrą kondycję, to ja się tego uczyłam. Zrozumiałam jakie rzeczy powodują, że odpoczywam, że się relaksuję, że ładuję akumulatory. Na przykład: medytacja, godziny spędzone na „nicnierobieniu”, dobry film, spotkanie z osobami, które są mi bliskie albo bieganie kilka razy w tygodniu. Myślę, że wykonując zawód związany z pomaganiem ludziom, naprawdę trzeba mieć takie „portfolio” rzeczy, które ładują akumulatory, bez tego można się szybko wypalić.

Tylko cała sztuka polega na tym, jak znaleźć taką rzecz, która Cię naprawdę ładuje? Pamiętam jak kiedyś prowadziłam zajęcia dla klubu biznesowego dla kobiet „Odkryj pasję swojego życia” i zapytałam je co na dzień dzisiejszy uważają za swoją pasję. Większość z nich wymieniała bardzo ambitne czynności, aż jedna z nich powiedziała „A moją pasją jest leżenie na kanapie i głaskanie kota”. Wzbudziła tą wypowiedzią ogromną sensację.

— No tak, że to mało poważna pasja? Każda pasja, która daje nam wytchnienie jest w porządku.

— Tak, oczywiście nie chcę wartościować, aktywne i ambitne pasje są też ok. Natomiast to pokazało, żeby nie traktować odpoczynku czy czasu na pasję lub hobby jako kolejnego wyzwania czy pozycji wpisanej do CV. Jak naprawdę znaleźć to, co ładuje Ci akumulatory?

— Dla mnie to był taki proces przyglądania się sobie i dokonywanie wyboru metodą prób i błędów. I tak odkryłam na przykład, że jak medytuję codziennie 20 minut dziennie, to czuję się inaczej niż jak nie medytuję. Jak wiem, że ubiorę dres i trampki i pobiegam 20 minut po lesie, to czuję się dużo lepiej niż jak tego nie robię. Ja tego nie traktuję jak kolejnego zadania. Wiem, że ja tego naprawdę potrzebuję.

— A co z kobietami-lokomotywami, które ciągną wszystko przez wiele lat i jeszcze im daleko do tego procesu szukania swoich potrzeb? Co zrobić, żeby zrobić to stop?

— No to wtedy trzeba pójść do kogoś, kto pomoże Ci się przyglądnąć i namawiam do przyglądnięcia się swojemu kołu energetycznemu – gdzie proces przebiega prawidłowo, a gdzie są w nim przerwy. Potem przychodzi moment, kiedy trzeba sobie zadać pytanie czy chcesz tak dalej żyć?

Jak znajdziesz czas i chęć na to żeby się zatrzymać i terapeuta towarzyszy Ci w zapełnianiu przerw, wtedy – u kobiet lokomotyw – pojawia się taki moment, że w ogóle dajesz sobie prawo, żeby się zastanawiać nad tym jak planować swój odpoczynek. Często takie historie słyszę, głównie od kobiet i to w każdym wieku. Przychodzą młode kobiety i mówią, że studiują, pracują, ale w ogóle jakoś życia nie czują. Zadają sobie pytania w gabinecie pytania: „po co ja żyję?, „jaki to ma sens?”, „kim ja jestem tak naprawdę?” – na co dzień nie ma czasu, żeby sobie zadać te pytania. Dlatego jest potrzebny moim zdaniem terapeuta, żeby pomóc znaleźć odpowiedzi na te pytania. I czasami jest tak, że uczymy się nowego sposobu myślenia. Na przykład jeśli jesteś dobra w planowaniu, to użyj tego narzędzia tak żeby zaplanować tydzień tak, aby znalazło się tam też miejsce na odpoczynek, nicnierobienie, spacer.

I zostają wtedy godzinę same i nie mogą ze sobą wytrzymać 🙂 Wiesz, chodzi mi o tę fazę detoxu, pojawiają się na przykład wyrzuty sumienia, że nic nie robię…

— No tak, wtedy słyszę na następnej sesji, że to było fajne, ale trudne. Pojawia się na przykład wewnętrzny głos: „Krysia, jak teraz tego nie zrobisz, to wszystko się zawali”, ale wtedy uczymy się z tym głosem negocjować.

— A jaki głos Ci podpowiedział, żeby zająć się psychoterapią? Najpierw pracowałaś w biznesie, zaczynałaś w korporacji, potem pracowałaś w firmie szkoleniowej jako trenerka umiejętności miękkich i w pewnym momencie podjęłaś się czteroletnich studiów z psychoterapii, i to jak już miałaś dwójkę dzieci, więc spory dodatkowy wydatek energetyczno-czasowo-finansowy. Czemu jeszcze coś takiego sobie zafundowałaś?

— Dla mnie to był proces, a pójście na studia psychoterapeutyczne to był kolejny naturalny krok. Myślę, że dla mnie rozwój i poszerzanie swojej świadomości, czyli tego jak ja rozumiem świat, jak ja rozumiem siebie, jak chcę budować relacje, w jaki sposób chcę wychowywać swoje dzieci, jak zarabiać pieniądze i jak tworzyć, że to jest ważne w życiu. Miałam poczucie, że już sporo wiem na ten temat i, że mogę zacząć się tym dzielić, że mogę towarzyszyć ludziom w „oliwieniu koła” – przechodzeniu przez trudne momenty – bo przecież te przerwy w kole z czegoś zawsze wynikają. Wtedy postanowiłam pójść do szkoły dla psychoterapeutów.

— Jak to zrobiłaś, co trzeba zrobić żeby poczuć ten następny krok w momencie zmiany, kiedy wiesz, że stare już nie działa, a „nowe” jeszcze nie nabrało konkretnych kształtów. Wiesz, poczuć jaki kierunek chcę dalej, a nie wymyślać „z głowy”. Co sprzyja temu, żeby skontaktować się ze sobą. Ty na przykład jeździłaś do Indii. Zostawiałaś wszystko na miesiąc i wyjeżdżałaś. A jeśli ktoś nie chce takich radykalnych metod, o co może zrobić?

— To ja bym wróciła znowu do takiej sytuacji, kiedy ktoś się zatrzymuje i ma inną osobę, która mu towarzyszy. To jest dla mnie o wewnątrzsterowności i zewnątrzsterowności. Im bardziej jestem wewnątrzsterowna i kieruję się tym, co ja na ten moment wewnątrz myślę i czuję, i co czuję w ciele, i mam drugą osobę, która, pokazuje i nazywa mi różne rzeczy, których ja nie widzę, a które słychać w mojej narracji, w mojej historii życia, to ten obraz staje się coraz pełniejszy. I coraz mocniej stajesz się wewnątrzsterowna. I nie kierujesz się wtedy modą czy tym, co ładnie wygląda, albo co dobrze byłoby zrobić, albo co dobrze wygląda w CV, tylko wręcz przeciwnie zaczynasz bardziej czuć, co potrzebujesz do tego żeby Twoje życie było bardziej sensowne – koło jest naoliwione – w procesie nie ma przerw lub są mniej dotkliwe, a na pewno masz ich większą świadomość.

— Czyli to jest trochę o tym, żeby nie kierować się, aż tak serio kwestiami wizerunkowymi. Ostatnio czytałam książkę Ralpha Keyesa „Czas postprawdy”, w których autor pisze o tym, że w dzisiejszych czasach ważniejsza od prawdy jest wiarygodność, czyli sprawianie wrażenia, że zasługujemy na to, żeby nam wierzono, zamiast autentycznego bycia szczerym i prawdziwym.

— Hmmmm – pewnie można i tak…

Ale jeśli masz taką odwagę, żeby zajrzeć w siebie i się dowiedzieć czego potrzebujesz i potem ewentualnie wziąć pod uwagę to, co jest na zewnątrz, to moim zdaniem jest lepsza kolejność. A kiedy kierujesz się tylko wizerunkiem, to niestety budujesz tylko kolejną maskę. W gabinecie słyszę, że klienci pragną autentycznego życia.

— Ok. A kiedy już czujesz i decydujesz się na zmiany, to często zdarza się tak, że spotkamy się nie tylko z entuzjazmem, ale także z krytyką…

— Tak. I ważna jest wtedy świadomość, że nie zawsze wszyscy będą akceptować to na co Ty się zdecydujesz i często kiedy terapia działa i klient dokonuje zmian – to tak się właśnie dzieje, bo zmian jedenej osoby w pociąga za sobą konsekwencje dla całej rodziny. Rodzina, przyjaciele, partnerzy, dzieci mają prawo myśleć i czuć dyskomfort. Mogą być zdziwieni czy przeciwni, że nagle zaczynasz dbać o swoje potrzeby, stawiasz granice czy decydujesz się wyjazd na drugi koniec świata…

Są koszty, które się ponosi i są zyski, które się dostaje. I to nie jest taka idylliczna sytuacja, że po zmianie żyjesz potem długo i jesteś piękna i bogata. Za to do tej potrawy zwanej życiem wrzucasz takie składniki, jakie Ty chcesz i nie wszystkim to musi smakować. Ważne, żeby Tobie smakowało.

— Czyli pierwszym krokiem jest znalezienie mojej osobistej prawdy, a drugim wyjście z nią na zewnątrz, do świata. Stajemy się wtedy liderką samych siebie i jesteśmy bardziej autentyczne.

— Tak. I bardziej zintegrowane.

— Co to znaczy?

— Sposób, w jaki żyję odpowiada temu co myślę i czuję. Ale pamiętajmy, że to jest proces i pomaga w nim oliwienie swojego koła.

— A kiedy zaczyna się ten moment, że z liderki samej siebie stajesz się liderką dla innych? Skąd bierze się ta odwaga? Pytam, bo to co zaobserwowałam to to, że wcale nie musimy być same w tym liderowaniu, nie musimy być Joanną D’Arc 🙂

— Myślę, że kobiety nie powinny być same w takich zmianach, cenne jest szukanie wsparcia czy znalezienie kogoś drugiego z kim można coś zrobić, to jest dla mnie podstawa. Bez tego jest to porywanie się z motyką na słońce. Trzeba szukać osób, grupy o podobnych wartościach.

Zaczynasz czytać nowe książki, zaczynasz oglądać inne filmy, innych znajomych zapraszasz na facebooku, innych usuwasz 😉 i nagle tworzy się inna jakość.

— Kim w takim razie będzie liderka?

— To będzie kobieta z naoliwionym kołem. Kobieta, która inspiruje, zachęca do poznania siebie – swojego koła. Liderka jest kobietą, która zaprasza do galerii pokazuje różne obrazy i pyta – który jest dla Ciebie, co cię przyciąga? I ktoś staje przed Damą z łasiczką i powie: tak ten właśnie mnie kręci i tędy chcę pójść. To jest moja droga. A ktoś inny wybierze Słoneczniki i powie O! To są właśnie moje klimaty i tak chcę żyć!