Żeby to wszystko było możliwe – trzeba siebie zaakceptować. Uwierzyć, że jesteśmy wystarczające takie, jakie jesteśmy. Wtedy zaczyna się magia.

 

— Kasiu, poznałam Babskie Tabu dzięki rekomendacji koleżanki, która napisała mi o Tobie „ta babka się nie certoli”. Opinię tej, co mówi (pisze) wprost, masz do dzisiaj. Zawsze taka byłaś?

— Czasem zastanawiam się, kiedy pojawiła się we mnie odwaga do szczerości. W głębi mnie wolność szczerość i szacunek – moje najważniejsze życiowe wartości – były ze mną od zawsze. A jednak przez wiele lat nie byłam ich świadoma, nie miałam odwagi, by za nimi podążać. By być po swojemu. Ta odwaga pojawiła się dzięki świadomej pracy nad sobą i wielu zbiegom okoliczności. W pewnym momencie życia, miałam wtedy chyba 17 lat, zrozumiałam, że życie jest zbyt krótkie, by żyć na cudzych zasadach i postanowiłam postępować tak, by niczego w życiu nie żałować. Wiele lat później przeżyłam dwie bolesne straty, dzięki którym zrozumiałam, że życie wbrew sobie nie przynosi wiele dobrego. Od tamtej pory szczerość jest dla mnie bardzo ważna. Staram się podążać za moimi wewnętrznymi wartościami każdego dnia i to one dają mi odwagę, by odkrywać tabu, poruszać trudne tematy i zadawać niewygodne pytania.

Szczerość kosztuje. Z Twoimi wypowiedziami w social media albo się ktoś zgadza, bo ma podobne poglądy, albo z nimi walczy, bo jest się po drugiej stronie barykady. Jakie masz doświadczenia?

—  Dokładnie takie jak mówisz. Dziś szczególnie widać, jak bardzo lubimy stawać po przeciwnych stronach barykady i jak łatwo nienawidzimy tych, którzy są „po drugiej stronie”. Lubię poznawać ludzi. Lubię rozmawiać z tymi, którzy mają poglądy odmienne od moich. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ludzie boją się odmienności. A dla mnie rozmowa jest niezwykle ważna. Zderzenie moich poglądów z odmiennymi o sto osiemdziesiąt stopni poszerza perspektywę i uczy pokory. Pokazuje, że jedna prawda nie istnieje, bo każdy ma własną. I każdy w tej swojej prawdzie ma rację. Stąd tak ważny jest szacunek. Brak oceny. Umiejętność, by odstawić na półkę siebie i wysłuchać drugiego człowieka. By zobaczyć w nim osobę, która kocha, która ma swoje wartości i której zależy na tym, by za nimi podążać. Tylko tak możemy znaleźć rozwiązania dobre dla wszystkich stron. Zwłaszcza dziś, kiedy napięcia i nienawiść są podsycane przez polityków, a najgorsze z ludzkich zachowań nierzadko przez nich promowane.

— Jak radzisz sobie z hejtem?

— To zabawne, bo najczęściej wydaje mi się, że to ja mogę być uznana za hejterkę. Wielu ludzi uważa, że moje wypowiedzi są agresywne, że atakuję. Kiedyś się tym bardzo przejmowałam, dziś wiem, że nie mam wpływu na to, co myślą inni. Wiem już też, że niejedna osoba, która czyta czy słyszy niewygodne pytanie, ucieka do ataku personalnego i tłumaczy swój dyskomfort agresją drugiej strony. Szczerość często jest z agresją mylona, bo jesteśmy nauczeni zamiatania pod dywan, udawania, że trudnych tematów nie ma. Szczególnie wśród kobiet panuje przekonanie, że lepiej nie mówić, nie dotykać, udawać, że wszystko jest ok. Ja nie mam w sobie na to zgody, bo jestem przekonana, że takie udawanie prędzej czy później odbija się na zdrowiu, a zamiatane pod dywan brudy, w końcu się tam nie mieszczą i wyłażą ze zdwojoną siłą. Dlatego też, gdy stykam się z hejtem, najpierw szukam w nim sensu i nazywam. Ostatnio dość bliskie znajome próbowały mnie szantażować i wmówić mi brak profesjonalizmu w działaniu. Przestały, gdy nazwałam po imieniu, że to, co robią jest szantażem, a profesjonalizm możemy rozumieć odmiennie. Tak się jakoś przyjęło, że ludziom najłatwiej jest uciekać do hejtu i ataku personalnego. Ja się nad takimi uwagami zatrzymuję, sprawdzam w sobie, czy faktycznie mogą być prawdziwe i odpowiadam na nie najspokojniej jak potrafię, jak najbardziej rzeczowo i opierając się na faktach, nie na emocjach.

Anja Rubik po wydaniu książki #sexedpl opowiadała o tym, że straciła niektóre kontrakty reklamowe, bo firmy nie chcą wiązać się z kontrowersyjną modelką. Czy Twoja odwaga przekłada się też na biznes? Masz ją wkalkulowaną?

— Nie mam takich bezpośrednich informacji, ale mam świadomość, że mogę ludzi „odstraszać” swoją bezpośredniością. Z drugiej strony wiem, że jestem bardzo dobra w tym, co robię i wierzę, że jakość pracy broni się sama. Dodatkowo rynek jest tak duży, że dla każdego jest na nim miejsce. Ja nie walczę o masy klientów, nie tylko ze względów osobistych, ale także dlatego, że zależy mi na tym, by dostarczać jak najbardziej wartościowe produkty i rozwiązania. Ich przygotowanie wymaga czasu, ale też inwestowania w siebie, poznawania nowych trendów. W mojej pracy to szczególnie ważne, żeby być na bieżąco. Marka Babskie Tabu jest na rynku już 4 lata, a Time4HR rok krócej – obie się rozwijają we własnym tempie. Czy gdybym była inna rozwijałyby się szybciej? Pewnie tak. Ale dla mnie ważniejsza jest misja tych marek oraz to, bym mogła być autentyczna w tym, co robię. Udawanie kogoś, kim nie jestem, nie wchodzi w grę. Bo w moim przekonaniu nie ma takiej sytuacji i takiej ceny, która byłaby warta zmuszania siebie do nakładania masek, do wyrzekania się siebie i tego, co dla nas najważniejsze.

— Jesteś zaangażowana, Twoje poglądy są czytelne. Czemu nie idziesz w politykę?

— Kiedyś bliski kolega powiedział mi tak: „Kaśka, twój problem polega na tym, że masz wiedzę, umiejętności i profesjonalizm, których spodziewamy się od 50-latków, a ty jesteś zwyczajnie za młoda.” I chyba coś w tym jest. Myślę, że najlepiej sprawdziłyby się w polityce osoby, które zrealizowały się w różnych obszarach życia, dla których przyszedł czas na działanie takie, jakie zwykle nazywamy charytatywnym. W moim przekonaniu polityka jest jednym z wielu narzędzi, które mogą służyć realizacji swojej życiowej misji. Na ten moment preferuję inne rozwiązania. Z jednej strony polityka to władza i pieniądze, a z drugiej – pewne możliwości docierania do większej liczby osób. Władza mnie nie interesuje i nie pociąga, pieniądze potrafię zdobyć tym, co robię, a dotrzeć do wielu ludzi mogę innymi środkami niż polityka. Poza tym, w moim przekonaniu, polityka ogranicza wolność. A ja nie umiem żyć bez wolności. Myślę też, że dziś jesteśmy świadkami wielkiej zmiany w podejściu do polityki. Nie wiadomo konkretnie, jak ta zmiana się potoczy i zakończy, ale wiadomo, że po niej pojęcie polityki już nie będzie takie samo jak przedtem. Może wtedy przyjdzie czas na mnie? Życie pokaże.

— Zmieniasz świat, namawiając kobiety, żeby były po swojemu. Co to dla Ciebie znaczy?

— Marzę o tym, żeby każda kobieta mogła być taką, jaką chce. Dla mnie oznacza to brak przejmowania się opinią innych, poczucie własnej wartości, adekwatną samoocenę, pewność siebie – po prostu żeby czuć się ze sobą dobrze bez frustracji i poczucia winy. Żeby to wszystko było możliwe – trzeba siebie zaakceptować. Uwierzyć, że jesteśmy wystarczające takie, jakie jesteśmy. Wtedy zaczyna się magia.

— Co nam przeszkadza w byciu po swojemu? Jak sobie z tymi przeszkodami radzić?

— Historia, stereotypy, przekonania, wszystko to, co odziedziczyłyśmy wraz z DNA i poza DNA. Schematy zachowań i schematy myślenia wpojone nam w dzieciństwie. Mogłabym długo tak wymieniać. Żeby sobie z tym poradzić, trzeba najpierw zaakceptować siebie. A do tej akceptacji dochodzi się stopniowo. Najpierw trzeba bardzo dobrze siebie poznać – sprecyzować kim jesteśmy, skąd przyszłyśmy i dokąd zmierzamy. Zagłębić się w historię naszej rodziny, by lepiej zrozumieć, dlaczego tak a nie inaczej zostałyśmy wychowane. Przyjrzeć się aktualnemu otoczeniu i zobaczyć, jak na nas wpływają osoby, które nas otaczają. Kiedy dobrze poznamy siebie, zaczynamy lepiej siebie rozumieć, a wraz z tym zrozumieniem przychodzi akceptacja siebie i odwaga do bycia po swojemu. Odwaga, której tłumienia uczono nas przez wiele lat.

— My, Polki, mamy problem z poczuciem własnej wartości?

— Myślę, że nie tylko Polki mają ten problem. I moim zdaniem brak poczucia własnej wartości ma też źródło w tym, że często wydaje nam się, że jest to niezmienna cecha osobowa. Tymczasem, jak już mówiłam, poczucie własnej wartości rodzi się na bazie akceptacji siebie. Warto też zwrócić uwagę na to, że praca nad akceptacją siebie jest trudna i może trwać długo, więc wiele osób brak poczucia własnej wartości traktuje jak wymówkę, by nad sobą nie pracować. Podejmują pozorne działania, które nie przynoszą efektów, bo nie dotykają sedna. W końcu dochodzą do wniosku, że nie wierzą w siebie, takie są i już. Zaczynają wierzyć, że nic się z tym nie da zrobić, że są beznadziejne i kropka.

— Jak to było u Ciebie? Zawsze byłaś po swojej stronie? Jeśli nie, co było przełomem?

— Zawsze nadrabiałam miną. Bardzo często było tak, że otoczenie widziało we mnie osobę pewną siebie, o wysokiej (czasem zawyżonej) samoocenie, niezwykle zdolną i utalentowaną. Problem polegał na tym, że ja kompletnie tak siebie nie widziałam. Wyniosłam z domu bardzo niską samoocenę. Dopiero jako studentka psychologii, kiedy zaczęłam poznawać teorie, schematy, przekonania – zdobyłam się na szczerą rozmowę z rodziną. Wtedy zrozumiałam, jaki był ich udział w tym, jaka byłam ja. Ale zdecydowany przełom przyszedł później. Kropkę nad „i” postawiłam po śmierci Taty. To był ten przełom, który najbardziej boleśnie, ale też najbardziej skutecznie uświadomił mi, że życie jest zbyt krótkie i że nie ma na co czekać. Warto żyć tak, by umierając niczego nie żałować. A już na pewno nie zmarnowanych szans.

— Jak dbać o pewność siebie na co dzień?

— Nie dbać, nie skupiać się na pewności siebie, ale na tym, by być dla siebie dobrą. Jako coach i terapeutka, zachęcam do starania się przekraczania własnych granic tylko odrobinę, tylko tyle, by poczuć niewielki dyskomfort, zadziałać przy małym ryzyku i wysiłku, żeby się nie zniechęcać. Często dziewczyny stawiają sobie ambitne cele, wysokie poprzeczki. A to jest zupełnie niepotrzebne i bardzo często szkodliwe. Takie działania mają często ukryty nieświadomy cel – doprowadzić do porażki, by udowodnić samej sobie, że pewności siebie brakuje, że jest się nic nie wartą. Bywa też tak, że ambitne cele są sposobem na unikanie działania – w końcu i tak mi się nie uda, to po co w ogóle próbować. Takie mechanizmy działania bardzo trudno dostrzec samemu, dlatego warto skorzystać z pomocy z zewnątrz, by odnaleźć prawdziwe źródło braku pewności siebie. Dlatego według mnie najważniejsze jest dotarcie do swoich wewnętrznych wartości i życie w zgodzie z nimi. Podążanie za wartościami sprawia, że nigdy nie brakuje nam pewności siebie, poczucia własnej wartości czy akceptacji siebie. Robienie małych kroków systematycznie jest znacznie bardziej wartościowe niż skok w przepaść, przy którym połamiemy sobie ręce i nogi.

 

Katarzyna Bogusz – Przybylska. Psycholog, terapeutka TSR, arteterapeutka oraz coach.

Znajdziesz ją na:

Babskie Tabu: https://babskietabu.pl/

Time4HR: https://time4hr.pl/

Wystąpienie Katarzyny Bogusz – Przybylskiej na konferencji TEDxWarsaw