Myślę, że potrzebna jest przestrzeń, żeby być razem bez stereotypów, bez ocen, żeby się wzmacniać i wspierać nawzajem, żeby podchodzić do siebie z taką bezgraniczną życzliwością dla drugiej osoby. 

Poznałam Cię w akcji podczas występu grupy Madalenas Warszawa. Pracujecie metodą Teatru Uciśnionych. Zrobiła na mnie wrażenie transformacyjna moc Waszego performansu. Odgrywałyście scenki inspirowane tym, co wydarza się kobietom w przestrzeni publicznej. Następnie pytałyście publiczność, jak im się to ogląda i czy coś by zmienili w scenariuszu. Ciekawe dla mnie było odgrywanie przez Was scen rodzajowych, na przykład gdy mężczyzna z rozkraczonymi kolanami zajmuje dwa miejsca w metrze lub gdy samotna kobieta na plaży jest zaczepiana przez trzech pijanych mężczyzn. W dyskusje i dramę włączali się również mężczyźni. Skąd bierzecie pomysły na scenariusze i czy możesz nam opowiedzieć, czym jest Teatr Uciśnionych?

To, co robię wraz z wieloma osobami, które przez kilka ostatnich lat udało mi się zaprosić do współpracy, to Laboratorium Madaleny. Pracujemy metodą Teatru Uciśnionych nad opresją kobiet. Nad tym, co kobiety słyszą z różnych stron w społeczeństwie, jakie mają być, jak się mają zachowywać.

Cofnijmy się do początku tego ruchu do lat 60-tych do Brazylii – to właśnie tam powstała ta metoda. Twórcą Teatru Uciśnionych był Augusto Boal, który był reżyserem, aktorem, ale w pewnym momencie stwierdził, że taki tradycyjny teatr nie jest wystarczający, aby prowadzić zmianę społeczną. I zaczął kombinować z różnymi formami.

Zebrał różne techniki, które po pierwsze dają grupie, która doświadcza opresji, sprawstwo nad stworzeniem spektaklu. Czyli na przykład, jeśli robię spektakl o kobietach, to zapraszam kobiety, które opowiadają o sobie. Spotykamy się i pracujemy warsztatowo. Pracujemy ciałem, słowem, dźwiękiem, obrazem. Na podstawie doświadczeń, które mamy, powstaje scenariusz. Osoby, które zapraszamy nie muszą mieć doświadczenia aktorskiego. Umocowaniem do tego, żeby opowiadać historię jest to, że to są nasze doświadczenia.

Opowiadamy o tym, co nas boli, co nas wkurza, co uważamy, że jest do zmiany. W ten sposób właśnie powstają nasze spektakle – poprzez pracę z grupą, która czuje w jakiś sposób tę opresję i chce o niej opowiadać. To jest pierwszy magiczny moment procesu, czyli odzyskanie narracji o opresji przez grupę, która jej doświadcza. Drugi magiczny moment tego procesu to to, czego ty doświadczyłaś. Po paru miesiącach pracy tworzymy na próbach antymodel, z którym dzielimy się z publicznością, czyli pokazujemy, co nas wkurza, co nam się nie podoba w kraju czy społeczeństwie. I zadajemy pytanie: jakie widzicie możliwości zachowania się w tej sytuacji? I to jest właśnie model dialogu z publicznością. Gramy spektakl i wtedy ta osoba, która w tej metodzie nazywana jest Jokerem albo Jokerką, prowadzi dyskusję z publicznością, pytając czy macie tak samo, co tam dla Was było ciekawego? Następnie osoby z publiczności są zapraszane do tego, żeby weszły na scenę i odegrały swoje rozwiązanie. Czyli pokazują, co taka osoba będąca ofiarą opresji może zrobić, żeby było inaczej.

I nie chodzi o to żeby znaleźć jedno super-rozwiązanie, gdzie wszyscy przyklasną i wszystkie powiemy: „Tak, idziemy w to i teraz wszystkie tak robimy”, tylko chodzi o to, żeby zobaczyć, że w sytuacjach opresji mamy kilka rożnych strategii, które możemy wykorzystać, w zależności od tego, jak się czujemy w danym momencie i co jest dla nas bezpieczne. Możemy sięgać po te rożne rzeczy. I to jest właśnie ten moment, który ty widziałaś. Dyskusja z publicznością jest dla mnie super wnosząca, bo my jako grupa po każdym takim spektaklu spotykamy się i zastanawiamy, co ta publiczność nam mówiła. A może dostałyśmy już odpowiedź na pytanie i wtedy trochę zmieniamy spektakl – w ten sposób on cały czas żyje. Chodzi o to, żeby to, co pokazujemy, było cały czas szczere, nie pokazujemy spektaklu, w którym już mamy odpowiedź na zagadnienie, gdzie wiemy jak się zachować.Traktujemy publiczność jako bardzo ważny element całego procesu.

Dla mnie niesamowite jest to, jakie po całym procesie budują się więzy w grupie i jak tworzy się społeczność. To, przez co razem przechodzimy, gdy się spotykamy, jeżeli jeszcze jedziemy razem do innego miasta, to sprawia, że tworzy się unikalna przestrzeń, w której kobiety mają moc opowiadania o rożnych rzeczach, wspierania siebie nawzajem.

Pamiętam z informacji w mediach społecznościowych, że mieliście też tournée?

Jako Madaleny Warszawa jeździłyśmy ze spektaklem, który widziałaś. Nosił tytuł #jateż. Dotyczył przestrzeni publicznej i tego, w jaki sposób rożne płcie zachowują się w niej i różne mają umocowania, żeby w niej funkcjonować. Pokazywałyśmy go w Warszawie, Lublinie, Gdańsku i Berlinie. To było bardzo wzmacniające dla nas jako grupy. Zabrałam również od publiczności bardzo dużo rozwiązań dla siebie. Sama nigdy bym na nie nie wpadła. Na przykład odnośnie menspreadingu, czyli kiedy faceci się rozsiadają – jedna dziewczyna powiedziała, że ona zakłada tak nogę na nogę, że podeszwa buta przebiega na krawędzi jej siedzenia, więc jeśli facet ją dotyka, to zaczyna się brudzić i jest zmuszony do reakcji. To jest jedna z technik, którą wykorzystuję w sytuacji, kiedy nie chcę wchodzić w konfrontację, bo nie zawsze mam ochotę mówić wprost; „Ej, proszę pana, proszę zabrać nogi z mojej części!”. Nie ma jednego rozwiązania na daną sytuację. Jesteśmy w rożnych momentach życia, czasami jestem po prostu zmęczona i chcę dojechać do domu, bez dyskusji, a czasem mam siłę powalczyć.

Czyli mówisz tutaj o poszerzaniu wyboru. Wybór zaczyna się wtedy, gdy mamy przynajmniej trzy opcje, bo gdy mamy dwie, to mamy konflikt, a trzy dają już jakieś możliwości wypracowania nowych strategii reagowania.

Dokładnie. I wiesz, różne rzeczy się pojawiają z publiczności. Czasami są osoby, które chcą używać przemocy fizycznej.

I co wtedy robicie?

Mówię wtedy, żeby zachować bezpieczeństwo i nie naruszać granic cielesności naszych aktorek, które grają, I że gdy ktoś już czuje, że chce używać siły, to żeby po prostu zrobił stop – możemy się zatrzymać i porozmawiać o tym. Pokazujemy w naszych spektaklach różne sytuacje i w niektórych użycie siły fizycznej w realnym życiu jest ok, na przykład w przypadku obrony własnej.

Czyli nie jesteście potulnymi aniołkami!

Nieee, nie, nie! Poza tym Grupa Madalenas Warszawa nie jest jedyną, którą prowadziłam. Na przykład w tym roku współprowadziłam grupę Magdaleny Anny, która dotyczyła opresji kobiet nieheteroseksualnych i tam były już zupełnie inne tematy związane z konkretną tożsamością osób biorących udział w grupie. Zaczęłam też pracę w grupie Magdalenek, czyli z dziewczynami w wieku 15-18 lat. Ta metoda może być stosowana w pracy w naprawdę różnymi grupami. Teraz z Madalenami Warszawa pracujemy nad nowym spektaklem, który będzie miał premierę prawdopodobnie w okolicach ósmego marca i będzie o ciele kobiety oraz o tym, w jaki sposób się je postrzega, o różnych opresjach z tym związanych. Zapraszam!

Jak to się stało, że w ogóle tym się zajęłaś i zostałaś liderką tych grup? Po co to robisz?

Widzę siebie jako inicjatorkę. Zapraszającą innych do współpracy. Zawsze też zapraszam drugą osobę, żeby mogła ze mną współprowadzić taki proces i nauczyć się know how, aby potem mogła sama prowadzić takie procesy. Sam Boal mówił, żeby tak właśnie to robić i rozprzestrzeniać, żeby nie zatrzymywać metody dla siebie. Określam siebie jako aktywistkę, trenerkę, organizatorkę społeczności lokalnej. Od 12 lat pracuję z rożnymi organizacjami wokół kwestii praw człowieka, społeczeństwa obywatelskiego, praw kobiet. W pewnym momencie trafiłam na dramę, czyli wykorzystanie różnych technik teatralnych w procesie edukacyjnym, a z dramy trafiłam na Teatr Uciśnionych.

 W Brazylii?

Aż tak daleko to nie. Częściowo tej metody nauczyłam się w Stowarzyszeniu Praktyków Dramy Stop Klatka, a gdy chciałam więcej, pojechałam do Berlina. Tam mieszka Brazylijka Barabara Santos, która pracowała z Baolem. Ona właśnie jest twórczynią metody Laboratorium Madaleny, czyli pracy tą metodą z osobami, które identyfikują się jako kobiety. Gdy pojechałam do Berlina w 2015 roku, narzędzie to zachwyciło mnie jako całość i poczułam do jakich zmian społecznych może prowadzić oraz jaki wpływ na ludzkie życie może mieć.

To jest wymagające narzędzie, bo stworzenie spektaklu trwa kilka miesięcy pracy. Czasami robię to wolontariacko, czasem piszę projekt i są potem jakieś środki na realizację, ale są też takie projekty, w które wchodzę tylko dlatego, że uważam, że warto. Ważne jest dla mnie, żeby zostawiać ten świat trochę lepszym, niż go zastałam. I praca z grupami mi to daje. Myślę, że potrzebna jest przestrzeń, żeby być razem bez stereotypów, bez ocen, żeby się wzmacniać i wspierać nawzajem, żeby podchodzić do siebie z taką bezgraniczną życzliwością dla drugiej osoby. I tak w Magdalenach jest, mam wrażenie.

Gdy się spotykamy opowiadamy sobie, co się zmieniło po procesie.  Na przykład jedna osoba po Madalenas Annach zaplanowała zrobić coming out w społeczności i w pracy. Dostają u nas totalne wzmocnienie.

Albo znajdują tutaj po prostu zrozumienie. Na przykład pewna dziewczyna przychodzi do nas i mówi: ”Ej, wkurza mnie to, że na dowodzie mojej córki najpierw widnieje imię ojca, który jej nie wychowywał, a moje jest dopiero następne”. A my na to: „Tak, to jest totalnie objaw patriarchatu. Masz prawo tak się czuć, jesteśmy z Tobą. Trzeba to zmienić.”. Nikt jej tu nie mówi, że przesadza albo zwariowała. Zostaje usłyszana, a te emocje mogą potem być „wyplute” i możemy podjąć dialog z publicznością. Coś można z tym dalej zrobić. Mnie osobiście dużo to daje, bo mam poczucie, że robię coś, co jest super pożyteczne i tworzę przestrzeń, gdzie ludzie mogą się wzmocnić.

Dużo pracowałam w moim życiu z aktywistami i aktywistkami, na przykład przez pięć lat w Amnesty International, gdzie wspierałam innych w działaniach na rzecz prawa człowieka. Teraz zaczynam pracę dla Fundacji Ashoka, w której koordynować będę Program WzmocniONE. W ramach tego działania będziemy szukać inicjatyw, których celem jest wzmacnianie kobiet w realizowaniu swojego potencjału i budowaniu poczucia sprawczości. Inicjatywom, które sią zgłoszą, oferujemy różnego rodzaju wsparcie, w tym szkoleniowe i doradcze oraz finansowe do 40 tysięcy złotych. Właśnie ruszył nabór do drugiej edycji, więc serdecznie zapraszamy. Jak widać całe życie obcuję z tego typu działalnością…

Czy Ty się specjalnie w tym kierunku kształciłaś? Czy od początku wiedziałaś, że chcesz się tym zajmować?

Nie, nie wiedziałam od początku. Z wykształcenia jestem europeistką. Skończyłam studia na Stosunkach Międzynarodowych na Wydziale Prawa i Administracji w Poznaniu. Ale jako że pisałam pracę magisterską na temat Prawa Międzynarodowego i Organizacji Międzynarodowych, to zainteresowanie prawami człowieka mi się zasiało.

To naprawdę mocna baza do takich działań!

Właściwie to tak. Dużo tych rzeczy, które teraz robię wynika z faktu, że zawsze chciałam robić coś, co w życiu ma sens i głównym celem nie jest dla mnie kasa, tylko możliwość zmiany. Ale też coś takiego, co daje mi poczucie radości, funu.  Są różne rodzaje fun’u – jest też „serious fun”, tego się nie da przetłumaczyć na polski jako zwykłą zabawę. To jest raczej coś, co mnie kręci. Gdy  wchodzę w tworzenie z grupą w Teatrze Uciśnionych danego projektu, to nie jest tak, że ja się śmieję cały czas i mam zabawę. Tam są też super poważne sprawy, czasami dramaty ludzkie, ale to mi daje taką iskrę, że mam ochotę dalej to robić.  Teraz pracuję z grupą osób w kryzysie bezdomności i też tworzymy spektakl metodą Teatru Uciśnionych. Osoby opowiadają o podpaleniach osób bezdomnych, o sytuacjach zagrożenia życia, więc to nie jest taka sobie zabawa i ta praca wymaga ode mnie dużo osobiście. To jest też coś takiego, co na początku naszej rozmowy nazwałaś, że ma siłę transformacji, zmiany, która mnie dalej nakręca, żeby to robić.

— Pamiętam, że gdy pracowałam w ośrodkach socjoterapii, to było to dla mnie megakonfrontacyjne. Z tego, co słyszę, możesz pracować tą metodą w różnych obszarach społecznych. Zarówno na najwyższych piętrach wieżowców, jak i z osobami będących pod silną opresją egzystencjalną i ekonomiczną. Co jest ciekawe istotą takiej pracy, oprócz oczywiście warsztatu, jest po prostu bycie z tymi ludźmi. To mnie chyba kręci w waszej pracy, że to bycie, które obecnie staje się zagubioną umiejętnością, u was jest czymś absolutnie podstawowym i naturalnym.

Widzę to tak, że wszystkie razem w tym jesteśmy. Ja też bardzo dużo osobiście dostaję od tych grup, z którymi pracuję.

Wyobrażam sobie, że to jest również znajdowanie w sobie tych opresyjnych, wypartych części. Nie ma tutaj też obecnej w teatrach często patriarchalnej hierarchii.

— Tak. Ja sama nic nie zrobię, ja tam tylko przysłowiowo zamiatam. Jeśli osoby uczestniczące nie chcą się dzielić swoimi historiami, to ja, niezależnie od tego, jakie bym tam fajerwerki wyczyniała, nic sama nie zdziałam. 80 procent pracy, którą się potem widzi jako rezultat, to jest wkład grupy. Jeden pomysł napędza drugi. Na przykład na ostatniej próbie, kiedy pracowałyśmy nad cielesnością kobiety, były dwa podstawowe skojarzenia, które niesie społeczeństwo: cycki i tyłek. I te cycki i ten tyłek były tak otwierające, było tyle śmiechu, tyle potrzebnego obśmiania tego, jak one powinny wyglądać. Albo gdzie mogą rosnąć włosy, a gdzie nie i jakie one mają być. Naprawdę czułam wspólnotę z innymi osobami w tym wszystkim.

Co takiego robisz, że ludzie Ci tak ufają i opowiadają swoje historie? Przecież to jest poważna sprawa, ludzie często dają Ci kawałek swojego życia.

To nie jest tak, że my od razu zaczynamy pracę od tych historii. Bardzo dużo czasu poświęcamy na to, żeby być ze sobą w uważności, ale też i zabawowo. Pierwsze dwa, trzy spotkania to są gry i zabawy, tworzymy wspólnie jakieś rytmy, tak żeby cała grupa poczuła, że wie gdzie jest, po co jest i czuła się częścią wspólnej sprawy.

Mówisz o bardzo ważnej rzeczy w kontekście bycia liderką: formułowania wspólnego celu dla grupy i poczucia sensu.

Tak, najpierw się wygłupiamy po to, żeby się po prostu wygłupiać, ale potem już wygłupiamy się na temat, to już jest ten serious fun. Później od tego przechodzimy już prosto do tematu, głębszego gadania o nim i o tym, o czym chcemy opowiadać. Ważne jest też to, że pracuję teraz z grupami, które są bliskie mojej tożsamości. Pierwszy mój duży projekt, który wspominam, to był temat męskości, z grupą osób, które się identyfikowały jako różne płcie. Tworzyliśmy spektakl na temat toksycznej męskości, nazywał się „Scena dla twardziela”. Był dla mnie przeżyciem i brało w nim udział wiele wspaniałych osób. To właśnie wtedy poczułam siłę tej metody.

Ale później zaczęłam się zastanawiać, ok super, wzmacnianie facetów też jest ważne, zwłaszcza w kontekście tworzenia sojuszników do walki z patriarchatem, tym bardziej, że uważam, iż patriarchat jest również szkodliwy dla facetów, ale jednak chcę opowiadać moje historie! Dlatego wybrałam Madaleny, kobiety, dlatego też Madaleny Anny, czyli kobiety nieheteroskesualne, co jest częścią też mojej tożsamości. Chcę opowiadać o tym, co jest mi bliskie. Wtedy jestem częścią tych grup, mówię, że to jest też moje doświadczenie, rozumiem je, bo sama przez to przechodziłam i cały czas przechodzę przez różne mikroopresję, które spotykam jako kobieta na przykład. Przez to jestem w tym autentyczna, podpisuję się pod tym.

Czy masz jakieś marzenia?

Mam taką wizję, aby w Polsce były dziesiątki, setki grup Madalen, żeby ta metoda stała się tak popularna, żeby była tak dostępna, żeby każda społeczność mogła się organizować właśnie w ten sposób. Żeby były grupy Madalen nie tylko w Warszawie czy Poznaniu, ale żeby były też w małych miejscowościach. Tak, żeby się działo!

Tobie i nam wszystkim tego życzę. Będziemy trzymać kciuki.

Profil FB Ma(g)dalen Polska: https://www.facebook.com/magdalenaspoland/

Więcej informacji o międzynarodowym ruchu Ma(g)dalen (w języku angielskim): http://kuringa.org/en/madalena/mad-network.html

Program WzmocniONE: http://ashoka-cee.org/wzmocnione/

Stowarzyszenie Praktyków Dramy Stop-klatka: http://stop-klatka.org.pl/