“Ta sieć wsparcia i  sięganie po wsparcie okazały się rozwiązaniem na 90% moich problemów.

To jest zupełnie niesamowite i mam ogromną wdzięczność za to dla Was i dla siebie też, że sobie na to pozwoliłam, że byłam na to gotowa …”  (Asia)

EwaKiedy przygotowywałam się do tej rozmowy, przyszło mi do głowy kilka pytań: Czy pamiętasz siebie sprzed kilku lat? W jakim byłaś wtedy momencie życia? Co z perspektywy dzisiejszego dnia chciałabyś sobie z tamtego czasu powiedzieć, być może też innym kobietom, które są w podobnej sytuacji?

Jola: — To ja może zacznę. To, co teraz powiem jest osobiste, płynie prosto z mojego serducha. Kiedy przypomnę sobie moment przed poznaniem Was, przed przyjściem do tej szkoły, to jedyna emocja, która pojawia się w mojej głowie, to strach. Brakowało mi wtedy kogoś, kto wziąłby mnie za rękę i powiedziałby „nie bój się Mała”. I trafiłam w takie miejsce, gdzie spotkałam wiele osób, które wzięły mnie za rękę i powiedziały „nie bój się Mała”. I ten moment, kiedy czułam to wyciągnięcie ręki i w głębi serca słyszałam „nie bój się Mała”, był dla mnie kluczowy. Nigdy nie będę zachęcała (nie zachęcam też siebie) do skakania na głęboką wodę, ale, kiedy jest ktoś, kto wyciąga rękę i nawet symbolicznie dodaje Ci odwagi, strach jest mniejszy i można spróbować zrobić mały krok naprzód.

Ten rok był dla mnie czasem prób – prób związanych z realizacją spraw, których się zawsze bałam. Mogłam to robić tutaj na spotkaniach, w przyjaznym mi środowisku, które dodawało mi odwagi. Mam wrażenie, że połączenia nerwowe – o których tu mówiłyście, Ty i Lucy – zaczęły się we mnie tworzyć i teraz się rozwijają. Więc kończąc – powiedziałabym po tym roku: „Nie bój się Mała”.

EwaUsłyszałaś to w głowie?

JolaUsłyszałam to zdanie w głowie. Jest dla mnie bardzo znaczące – dodaje mi otuchy i odwagi.

Lucyna: Ja też się nad tym pytaniem często zastanawiam: co ja bym chciała powiedzieć sobie, sprzed momentu wejścia na ścieżkę rozwoju. I myślę, że właśnie to, żebym siebie nie oceniała, nie porównywała się do innych osób, które sobie lepiej poradziły czy umiały szybciej rozwiązać jakiś problem. Bo takie komunikaty są zawsze osłabiające. Wiadomo, że z każdym etapem rozwoju, czy przezwyciężeniem kolejnego kryzysu, takich myśli jest mniej.
Ale kiedy przypomnę sobie siebie sprzed 10, czy nawet 5 lat, to właśnie to wydaje mi się najważniejsze –  żeby się nie oceniać i nie porównywać do innych.

A drugi wątek dotyczy właśnie odwagi i zaufania – żeby posuwać się małymi krokami, żeby dać sobie szansę dostrzeżenia i zaakceptowania w sobie niedoskonałości. Żeby nie bać się tego, ale spróbować je przyjąć i nie udawać, że ich nie ma. Wziąć za nie odpowiedzialność,  dorosnąć do tego, żeby się tą swoją ciemniejszą stronę zaopiekować.
A więc dla mnie to przesłanie o odwadze i o nieocenianiu się.

StasiaJa bym ten wątek kontynuowała. Przypomina mi się takie powiedzenie, które nawiązuje do tego, co powiedziałaś Lucyna: „jeśli umiesz coś na 60%, wchodź w to. Jak na 100%, to już nie jest dla Ciebie”.

To jest o samokrytyku. Zazwyczaj uważamy, że musimy znać się na czymś na 100%  i dopiero wtedy czujemy się pewnie, tymczasem 60% wystarczy. [śmiech wszystkich]

Tak właśnie działają mężczyźni i tego się naprawdę trzeba od nich uczyć – 60% wystarczy. I ta praca z wewnętrznym krytykiem, którą tu miałyśmy, do tego właśnie prowadzi. Dajmy sobie więcej odwagi i będzie OK. Szukajmy swojej drogi przywództwa. Swojej. Nie odnośmy się do zastanych wzorców, czyli tych męskich, tylko szukajmy własnych, bo ich brakuje. Przywództwo może być inne. Ja np. szukam wciąż odpowiedzi na pytania: „co to znaczy ta kobiecość”? „co to znaczy kobiecość w przywództwie”? „Co ja wnoszę innego?” Staram się nie korzystać z innych wzorców, tylko znaleźć własne. Bo wzorce męskie to ja znałam i spokojnie mogłam działać tak jak mężczyźni. To było mi bliskie. Miałam tę siłę. Ale musiałam zejść z tej drogi i ją troszeczkę tak po swojemu, po kobiecemu obejść…

Lucyna: Możesz coś więcej o tym opowiedzieć? Co Ci się udało wypracować?

Stasia: Pewną miękkość. Dawanie sobie czasu i przestrzeni, zostawienia miejsca na ciszę. Nie zagadywania od razu, nie podawania od ręki rozwiązania. Takiego bardziej intuicyjnego działania.

Lucyna: Uhm… czyli więcej kontaktu…

Stasia: Tak, tak. I na pewno ten kontakt najpierw musiałam nawiązać sama ze sobą. Bo działając w strachu, nie dawałam sobie tej przestrzeni. Więc gdy w końcu ją sobie dałam, poczuł ją również cały zespół.

Uważam też, że staram się częściej załatwiać sprawy na miękko. Wolę trochę poczekać, zastanowić się: „Co tu można zrobić? Gdzie znaleźć odpowiedź?” I wielokrotnie ona sama przychodzi i sprawy się rozwiązują.

Lucyna: Czyli tak, jakbyś miała więcej zaufania? Jakbyś opierała przywództwo na zaufaniu nie na lęku?

Stasia: Tak. Dobrze to podsumowałaś Lucy. Ten lęk był wcześniej kluczowy, a potem wyparło go zaufanie. Tak wyglądała moja droga.

Lucyna: … a że miałaś dobre doświadczenia, to zaufanie też rosło. To działa dla Ciebie. I że Ty jesteś w tym żywa, że jesteś przy sobie?

Stasia: Tak. I faktycznie, trudno mi jest ocenić ten wpływ, ale mam wrażenie, że swoją osobą w pracy wprowadzam dużo więcej spokoju. I to jest coś takiego niezauważalnego, ale wydaje mi się, że to jest odczuwalne. Musiałabym to sprawdzić eksperymentalnie – co by się wydarzyło, gdyby mnie tam nie było. Choć mało kto to docenia, bo nie wszyscy to zauważają (a czasami mam wrażenie, że nikt), ale wydaje mi się, że tak jest i ja to sobie bardzo cenię.
To jest taka wdzięczność wobec samej siebie, że ja ten spokój wnoszę i, nawet gdyby tego nikt nie zauważał, to jest to dla mnie ważne. Mam z tego satysfakcję.

Lucyna: Czasem, dopóki czegoś nie zabraknie, to się tego nie zauważa –  tak jak mówisz (hedoniczna adaptacja, to o czym ostatnio mówiłyśmy, rozmawiając o szczęściu). Ale jednocześnie – to, co mówisz – ten moment, kiedy panuje spokój, to moment, w którym Ty i inne osoby macie dostęp do zasobów. Można wówczas działać z empatii, można się empatycznie komunikować.

Bardzo porusza mnie to, co słyszę, bo to jest kluczowe. Gdy pracujemy w organizacjach, Ewa z Magdą na przykład, to Magda cały czas dwoi się i troi, żeby trochę ten poziom stresu ludziom obniżyć. Po prostu bardzo trudno myśleć o empatii w organizacji, gdy jest wysoki poziom stresu.

Wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą, jaką lider może wnieść do zespołu to dodanie ludziom odwagi i obdarzenie ich zaufaniem. Żeby mogli być w dialogu, a nie w lęku.

Stasia: Tak, to jest dla mnie bardzo ważne. To właśnie chciałabym wnosić niezależnie od tego, czy to jest zauważane czy nie. To jest mój cel. Ale wiecie, to jest takie ciche… Czasem słyszę od kolegów, że powinnam być bardziej widoczna … Nie wiem, może powinnam, ale ja jakoś teraz tego nie czuję. Może kiedyś tak. Ale wiecie, to mówią mężczyźni – szefowie, oni tak działają, tzn. dla nich przywództwo ma być widoczne. Nieważne czy coś robisz, czy nie, ale jesteś, mówisz coś i wszystkim wydaje się, że działasz. Oczywiście, że to jest ważne, żeby pokazać co się zrobiło. (Lucyna: ale żeby to było spójne, a nie, że jest tylko „zobaczcie mnie”).Tak. To chciałam powiedzieć.

Ewa: Dzięki Stasiu.

Edyta: Ja chciałabym powiedzieć sobie takie zdanie: „Jesteś ważna”. Ważne jest zaufanie do samej siebie, dawanie sobie empatii. Mam wrażenie, że to było moim celem rozwojowym – zwrócenie uwagi do siebie, na swoje potrzeby, potraktowanie siebie jako ważnej osoby. Głębokie zaufanie do samej siebie, ze świadomością odpowiedzialności, która potem przekłada się na działanie.

Lucyna: Zaufanie do siebie, łagodność w stosunku do siebie, stanie się swoją własną przyjaciółką – to coś, co buduje.

Ewa: Ale powiedziałaś też, że potem łatwiej wziąć odpowiedzialność i można robić różne rzeczy…

Edyta: Tak…

Ewa: We mnie żywy jest wątek, o którym Ty powiedziałaś Stasiu, o tych 60%. Uświadomiłam sobie, że mój punkt wyjściowy to 100% a nawet 120 lub 150%. A to jest takie obciążające, odbierające siły już na wejściu… Także absolutnie biorę te 60! [śmiech wszystkich]

Stasia: Mówi się, że awansujemy na pierwszy stopień niekompetencji. Idziemy tam nie dlatego, że wszystko wiemy, ale po to, żeby się uczyć.

Ewa: To ja powinnam chyba zacząć od dyrektora…[śmiech wszystkich])

Stasia: Rozwijasz się tam, a jak przestajesz i nie masz nic nowego do nauczenia, opuszczasz to stanowisko i awansujesz na następny stopień niekompetencji.

Kasia: Gdy ja widzę siebie z września zeszłego roku, mam wrażenie, że nie byłam osobą, która totalnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Jednak miałam dylematy między tym, co bym chciała, a tym co muszę. Teraz już wiem, że nic nie muszę, ale miotałam się, bo wydawało mi się, że coś powinnam. Teraz już widzę, że to była moja marka osobista, która mówiła “nie”, “nie tędy droga”.

I ja bym samej sobie sprzed tego niecałego roku chciała powiedzieć: „Ja nic nie muszę. Ja mogę.”
I że najefektywniej jest angażować się w to, co się naprawdę czuje. Iść za głosem, który niekoniecznie jest głosem rozsądku. To jest też o tej odwadze, o której cały czas mówimy.

Lucyna: O podejmowaniu ryzyka…

Kasia: Tak… I że nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze.
Myślę, że zapisanie się do Dojrzewalni Liderek to była moja najlepsza decyzja, bo ja dopiero teraz czuję się w pełni sobą. Nie będę się już miotać. Bo, nawet jeżeli będę miała rozterki między tym, co niesie moja marka osobista, a tym, co w tej chwili robię w życiu, to będę wiedziała, z czego to wynika. I dam sobie prawo do tego, aby się źle z tym czuć, że robię coś innego, niżby to wynikało z mojej marki osobistej.
Jednocześnie czuję, że to jest kwestią czasu, żebym za tą marką ruszyła do przodu i pchnęła moje życie w tym kierunku. Wiem, że nie pociągnę tak za długo, żyjąc w niezgodzie z moją marką osobistą.

Więc ja chciałabym „sobie z września zeszłego roku” powiedzieć: „nic nie musisz”. To jest dla mnie bardzo mocne. I uwalniające na przyszłość. Jak wypowiadam teraz to zdanie, kierując je do siebie dziś, to uwalniam coś następnego, co pozwoli zrobić kolejny krok.
Co więcej, nic się nie dzieje złego, gdy mówię sobie, że nie muszę –  świat się nie wali, a gdy trafia się trudna informacja zwrotna, to ona mnie nie definiuje i nie załamuje – umiem sobie z nią poradzić.

Te wszystkie myśli, które uruchamiałam, te filmy, które kręciłam w głowie, ten krytyk, który mnie stopował w byciu przy sobie… Ten krytyk to był punkt wyjściowy do pracy dla mnie i on się wiąże z tym „nie musisz”. Mam wrażenie, że wszystko do czego dążyłyśmy tutaj, zawiera się w marce osobistej, bo to jesteśmy my. I odkryłyśmy to. Nawet jeśli nie nazwałyśmy tego tak, jakby nam pasowało na 100%, to każda z nas ma obrany kierunek. Wiemy,  ja to już wiem, co jest moją marką osobistą. Odkrycie tego jest dla mnie kojące, jest obietnicą  lepszego jutra. Dla siebie i dla innych, których mam w swoim otoczeniu. Dla tych, których będę spotykała na swojej drodze. Oni się już nie spotkają z tą Kasią z września zeszłego roku. A za rok nie spotkają się z Kasią z dnia dzisiejszego. To trochę uwalnia mnie od strachu przed tym, co będzie dalej, bo wiem, że jakkolwiek by nie było, to będzie dobrze. Bo to jestem „ja” i pod warunkiem, że będę przy sobie, to będzie dobrze.

Jest jeszcze jedna rzecz, którą bym sobie chciała powiedzieć: „będziesz zaskoczona jak wspaniałe kobiety tutaj poznasz”. Czasami, wchodząc w nowe środowisko, obawiamy się, że nie ze wszystkimi się polubimy. Mam jednak wrażenie, że my potraktowałyśmy siebie z empatią. Nie widzę tutaj żadnych niesnasek, konfliktów. Nawet jeśli się jakieś w międzyczasie pojawiły, były na bieżąco rozwiązywane. Także to wspaniałe, że można było poznać te wszystkie wspaniałe, inspirujące kobiety. Wierzę, że w każdej kolejnej edycji będą też wspaniałe kobiety. I dla mnie to jest po prostu niesamowite, ja bym chciała brać udział w każdej kolejnej edycji!

Myślę, że na tym polega budowanie sieci wsparcia. Ja, mając teraz pewne narzędzia, muszę sama budować gdzieś taką sieć wsparcia. Dla mnie, jedną z najważniejszych rzeczy, było poznanie Was wszystkich. Naprawdę. Nie czuję się już sama, bo choćbyśmy nie spotykały się tak często jak teraz, to wydaje mi się, że nawet gdybym po latach do którejś z Was zadzwoniła i powiedziała „jest fuck up na maksa, potrzebuję pomocy”, to wierzę, czuję, że byłybyście przy mnie.

Grupa: Dzięki!

Zuza: Ja się tak zastanawiam nad tym, co bym sobie powiedziała… Mam takie dwie rzeczy, które przychodzą mi do głowy. Jedna, której nauczyłam się w Dojrzewalni Liderek, to dawanie sobie czasu na przetrawienie wszystkich emocji, które pojawiały się na przestrzeni tego czasu.

Lucyna: Czyli daj sobie czas, żeby przyjąć to. Zrozumieć co tam jest głębiej, poczuć…

Zuza: Tak. Ja automatycznie chciałam to przekuwać w działanie. Chciałam od razu naprawiać to, co się zepsuło. Nie powiem, że jestem już mistrzynią w dawaniu sobie czasu na przetrawianie emocji, ale na pewno zrobiłam postępy, co widzę po kontaktach i relacjach, które tworzę. Gdy daję sobie czas, jakość relacji jest lepsza, bo wtedy mam szansę nie działać na gorąco. To jest naprawdę jedna z najważniejszych rzeczy, które stąd wynoszę – dawanie sobie czasu na przemyślenie… może nawet nie na przemyślenie, tylko na takie zintegrowanie, poczucie tego, co się dzieje w ciele, jak ono zareagowało: gdzie ja jestem, kim jestem, dokąd idę, czego chcę… I to jest właśnie taki czas dla siebie. Czas na refleksje, co mi bardzo pomaga, bo wprawia mnie w taki stan spokoju.

Przetrenowałam to kilka razy od września i widzę, że nic strasznego się nie stało, a ja się tego bardzo bałam. Tymczasem nadal jestem żoną mojego męża, dzieci nie powiedziały, że chcą innej matki. Wiec chciałabym to ćwiczyć i wprowadzać w życie częściej.

Chcę również powiedzieć o innej ważnej kwestii – o tym, że nauczyłam się tutaj tego, jak ważna jest jakość relacji i empatyczne wsparcie. Doświadczyłam tu tego kilkukrotnie.  Ważny był również dla mnie rytm naszych spotkań – ja robię zazwyczaj dużo rzeczy naraz, działam spontanicznie, zmieniam koncepcje –  szaleństwo życia po prostu. A tu taka konsekwencja: od września do czerwca, spotkania raz z miesiącu i to jeszcze takiej jakości, to był miód na moje serce, naprawdę.
Dzięki spotkaniom z Wami zrozumiałam, że można rozmawiać ze sobą bez żadnych masek, że można powiedzieć wszystko, o czym się myśli, mówić otwarcie o swoich poglądach, przyjmować siebie takim, jakim się jest.

To była lekcja akceptacji – siebie i innych, akceptacji różnorodności. No bo każda z Was jest inna i z każdą mam inny kontakt. Ale ten kontakt jest na wyższym poziomie niż np. ze znajomą ze szkoły. No i to mnie bardzo wzmocniło.

Lucyna: A co to znaczy ten wyższy poziom?

Zuza: Chodzi o to, że mogę być sobą. Że ten kontakt jest autentyczny, szczery, że jest między nami duża uważność, skupienie na drugiej osobie – ani razu od września do teraz nie było sytuacji, że zwracałam się do którejś z Was, a Wy patrzyłyście w telefon albo zapominałyście, o czym mówiłam. Pojawiła się we mnie dzięki temu nadzieja, że można tworzyć takie relacje. Chciałabym to wykorzystać.
Tak sobie myślę, że to była taka grupa badawcza. Nazwałabym ją laboratorium relacji.

Moja marka osobista to tworzenie relacji, w których bardzo ważna jest autentyczność. W relacjach nie chodzi mi o to, żeby zawsze było miło i słodko. Nie komplementy i uśmiechy, tylko szczerość. Bardzo podobało mi się, co Ty Edyta mówiłaś o odpowiedzialności. Ja też na to zwracam uwagę. To dla mnie cenne – bycie z kimś w relacji, jeśli ktoś bierze za nią odpowiedzialność.

Pojawiały się też trudniejsze momenty – każda z Was ma inny temperament i ja mierzyłam się z tym w autentycznej relacji. To, jak sobie z tym radziłam, było bardzo ciekawym doświadczeniem. Z niektórymi nadawałam na tych samych falach, w relacjach z innymi uczyłam się pokory. Pokora kojarzy mi się ze spokojem, z uważnością i z dawaniem sobie czasu. Tego uczucia było dużo przez ten rok. Dzięki.

Ania: Ja myślę, że powiedziałabym sobie: „moje potrzeby są ważne”. I to jedno zdanie powoduje totalne zmiany we wszystkich obszarach mojego życia. Wcześniej nie dawałam sobie do tego prawa. Robiłam to, co powinnam, a nie to, co chciałam. I wiele rzeczy mi przez to umykało. To tak wiele zmienia w życiu, zaczynając od drobnych rzeczy, po te mega ważne. Ta świadomość dała mi odwagę w dotarciu do tego, czego chcę. Teraz nie boję się o to zawalczyć.

Lucyna: Czy więcej działasz, żeby zadbać o te potrzeby?

Ania: Tak. Nie boje się tego robić. Pozbyłam się strachu w relacjach z innymi ludźmi. Nie boję się powiedzieć im, czego chcę. Zależy mi na tym, żeby oni też wyrazili to, czego chcą. Aby ta relacja była uczciwa. Nie boję się też dopytać, bo wiem, że ktoś może mieć problem z wyrażaniem tego, czego oczekuje. Staram się zrozumieć tę druga osobę i może w ten sposób jej też w jakiś sposób pomóc. Ważne jest też dla mnie to, że wyzbyłam się oczekiwań. To daje mi poczucie większego spokoju wewnętrznego.

Zdanie „moje potrzeby są ważne” pomogło mi w odpuszczaniu różnych rzeczy. Dzięki temu częściej robię to, co chcę. I dążę do tego, żeby szukać w życiu przyjemności. Po prostu.

Marta: Ja nie będę się długo rozwodzić, bo jestem nadal w procesie. Sporo się wydarzyło w wielu sferach – pewności siebie, autentyczności czy kontaktu ze sobą… – zalążki w tych sferach. To, co na pewno dała mi Dojrzewalnia, to możliwość dostrzeżenia tych zmian. Przez to, że mogłam wziąć udział w tym eksperymencie – jak Zuzia mówiła – widzę, że niektóre relacje mnie denerwują albo są dla mnie nieprzyjemne… I wiem, że trzeba coś z tym zrobić.

Poza tym nauczyłam się trochę siebie. Nie miałabym szansy takiego wglądu w to, jak funkcjonuję w grupie i jak wpływają na mnie inni ludzie. I okazało się, że wysoka wrażliwość, która mi tutaj gdzieś po drodze wyszła, jest kluczowa dla mojego funkcjonowania.

I jeszcze jedna rzecz. Poza tą naszą pracą w grupie, pojawiło się też wiele inspiracji – te książki, różne wątki na zjazdach.  Bardzo chętnie do tego wrócę i spokojnie sobie to zacznę analizować, jak trochę ochłonę.

Asia: Dla mnie to wszystko jest o relacjach. O nas, o Was, o społeczności. I tak naprawdę o wychodzeniu z samotności. Może o tej marce osobistej???

Mam wrażenie, że całe moje życie to jest budowanie niezależności od relacji, dlatego że one były trudne. A ja tak naprawdę strasznie chcę być w relacjach. Potrzebuję społeczności. Także społeczności kobiet. I jak myślę o sobie sprzed roku, mam wrażenie strasznego ubóstwa, a to, co tutaj dostałam od Was, to jest mega bogactwo. Czuję jakbym wcześniej była w izolacji. Tu byłam w stanie się otworzyć, na co nigdy wcześniej w takim stopniu sobie nie pozwoliłam.

No i jednocześnie wszystko co tu się dzieje, przekłada się na to, co się dzieje na zewnątrz. Widzę jak zmieniają się relacje, jak zmienia się moje postrzeganie rzeczywistości.

Nie spodziewałam się, że będę mogła być sobą w relacjach, naprawdę sobą, a nie jakąś maską. Odczuwam to jako takie bogactwo.

Jak jechałam tutaj pierwszy raz, to byłam w nieporównywalnym stanie, do tego, w jakim jestem dzisiaj.  Tyle chyba…

Moje łzy nie są łzami smutku. Po prostu puszczam coś, za czym tak długo tęskniłam. Nie byłam w stanie sobie nawet wyobrazić, że to się może zrealizować.

Że też ja nie mogłam sobie wcześniej uświadomić: dlaczego mi te rzeczy nie wychodzą? Dlaczego nie mogę zacząć robić pewnych rzeczy?

I to jest takie też ogromne odkrycie – ta sieć wsparcia i  sięganie po wsparcie okazały się rozwiązaniem na 90% moich problemów. To jest zupełnie niesamowite i mam ogromną wdzięczność za to dla Was i dla siebie też, że sobie na to pozwoliłam, że byłam na to gotowa …. I chyba tyle, dzięki.

 

*Sporo w naszej rozmowie mówimy o marce osobistej. Rozumiemy ją nie tylko jako marketingowe “opakowanie”, ale jako część tożsamości, wynikającej z połączenia swoich wartości z pracą. Wierzymy, że jest fundamentem do budowania zaufania i relacji w biznesie i nie tylko.